piątek, 22 czerwca 2012

Miami Heat mistrzami NBA!!!

Posted by Manek On 15:59 4 komentarze


Heat w piątym meczu serii finałowej pozbawili złudzeń młodą, rządną sukcesów drużynę Thunder. Od początku meczu przeważali po obu stronach parkietu i odnieśli zwycięstwo w wielkim stylu. Kolejny niesamowity mecz  LBJ-a, triple double (26,11,13), zwieńczające niesamowity sezon w jego wykonaniu i w pełni zasłużona nagroda MVP finałów. 
Jestem trochę rozczarowany przebiegiem tej serii, liczyłem na długi, zacięty pojedynek dwóch najbardziej utalentowanych teamów w lidze. Tymczasem oczywistość okazała się inna. Thunder zabrakło doświadczenia. Miami skradli finały, grali bardziej zespołowo, Lebron lepiej kierował grą niż Russell Westbrook. Liderzy zespołu z Oklahomy nie mieli wsparcia od partnerów, Durant i Westbrook we dwójkę zdobywali średnio 57.6 punktów na mecz z 98 całej drużyny! Słabo grał Harden, Thunder mogli na niego liczyć tylko w meczach nr 2 i 5, a ich podkoszowi nie stanowili zagrożenia w ofensywie. W Heat oprócz Jamesa i Wade’a wyróżniali się kolejno Battier, Chalmers i Miller (którego 7/8 za trzy z meczu numer 5 może robić wrażenie) no i oczywiście Chris Bosh. Jak ważny jest to zawodnik dla tej drużyny mogliśmy się przekonać wcześniej, kiedy to bez niego w składzie Heat w tegorocznych playoff przegrali 4 z 9 spotkań, natomiast kiedy był do dyspozycji trenera mieli bilans 11-3!! Drużyna z Miami grała bardziej zespołowo po obu stronach parkietu, i mimo, że Thunder mają wielkie indywidualności zarówno w ataku, jak i w obronie, nie byli w stanie zwyciężyć tej rywalizacji. Paradoksalnie dla Thunder pokonanie w tak znakomitym stylu Mavs, Lakers i Spurs, we wcześniejszych rundach, stało się gwoździem do trumny. Za bardzo uwierzyli w swoją wielkość, młodzi liderzy zbyt często brali sprawy w swoje ręce, zapominając, że drużyna musi stanowić monolit. Reasumując: Thunder jeszcze nie dorośli do zdobycia tytułu, a Heat udowodnili swoją wielkość, zamykając usta wszystkim krytykom, którzy pastwili się nad nimi rok temu.

4 komentarze:

po pierwszym meczu wyglądało że seria będzie mega wyrównana, remis w grach w zasadniczym, poza tym któtki sezon, playoffy poza finalem konferencji na wschodzie raczej jednostronne, zwlaszcza imponująca seria oklahomy, zaczęta od sweep up"u mistrzów w pierwszej rundzie - a tu spora niespodzianka bym powiedział
ale myslę, że durant, westbrook i społka bedą na tytuł czekać jednak krócej niż lebron - ale przyszły sezon będzie trudniejszy (mam nadzieję) zwłąszcza dla tego drugiego - oby derrick tym razem domagał!

nie do końca bym się zgodziła że playoffy były jednostronne< miami miało ciężką przeprawę z pacers, nawet jeśli nie grali 7 spotkań, a z bostonem to już byłą wojna - może trochę tak to wygląda na zachodzie - oklahoma trafiła na ekipy wyeksploatowane bądź syte: mavs, lakers i spurs - ale z drugiej strony fakt, obie ekipy były faworytami, nawet jeśli nie wszystko w serii szło łatwo

też uważam, że będą czekać na tytuł krócej niż LBJ, sądzę, że starcia Heat - Thunder przez najbliższe kilka lat, mogą nawiązać do słynnej rywalizacji Celtics-Lakers:D, tym bardziej, że OKC najprawdopodobniej utrzymają skład z tego sezonu, a dojdzie jeszcze Perry Jones, którego fartem wyciągnęli z 28 pickiem

przed sezonem typowani na mistrza byli Heat, a na finał Thunder, obyło się bez niespodzianek w Playoffach, wszystkie serie wygrywali faworyci (Bulls bez Rose'a i z kontuzjowanym Noach nie byli niestety faworytami przeciwko Sixers) niespodziankami były chyba tylko rozmiary wygranych Thunder nad Mavs i Lakers, oraz Spurs nad Clippers.

W finale OKC zabrakło tego, co dało im awans w starciu ze Spurs. W mojej ocenie awans niespodziewany - wydawało mi się, iż to właśnie Tim, Tony, Manu i spółka doświadczeniem i byciem "nasty" :) wygrają tą serię, na co się zanosiło po 2 meczach. Obstawiałem, iż OKC na przestrzeni serii będą w stanie wygrać góra dwa mecze dzięki Durantowi i Westbrook'owi. No i wtedy do akcji wkroczyli gracze drugoplanowi OKC, po których chyba nikt nie spodziewał się takich występów - w każdym meczu inni decydowali o zwycięstwie, z czym poradzić nie mógł sobie nawet wielki mistrz Greg.
Dlatego tak bardzo czuję się rozczarowany postawą OKC - w finałach nie istniał nikt poza Kevinem i Russelem, a to zdecydowanie za mało na trójkę z Heat, która w finałach akurat miała większe niż spodziewane wsparcie z ławki.
Co do LBJ - w mojej ocenie tymi play-off'ami zdecydowanie zasłużył na tytuł i udowodnił swoją klasę, jednocześnie odsuwając w niepamięć miano mięczaka.
Seria z Celtics i finały to jego popis, a stwierdzenie "It's about damn time" przejdzie do historii tak jak "How sweet it is" Clyde'a Drexlera i "Anything is possible" Kevina Garnetta, czyli dwóch moich ulubionych graczy z NBA :)

Prześlij komentarz