Sezon zasadniczy - największe niespodzinki.
Najwyższa pora podsumować sezon zasadniczy NBA.
Skupię się, na razie, tylko na zespołach, których postawa była dla mnie największym zaskoczeniem:
San Antonio Spurs (61-21; w porównaniu do poprzedniego sezonu progres: +11): Drużyna weteranów, która, jak się wydawało powoli się wypala. Ten sezon jednak temu przeczy, głównie za sprawą Gregga Popovicha. Po poprzednich playoffs, gdzie Ostrogi przegrały z Suns cztery razy, nie odpowiadając choćby jednym zwycięstwem, miałem wrażenie, że dobiegła końca ich era (co prawda rok wcześniej w 5 meczach przegrali pierwszą rundę z niżej notowanymi Mavs, ale wtedy grali bez Manu i z kulawym Duncanem, więc się nie liczy). Tak druzgocąca porażka zmęczonych Spurs z Suns Nash’a, których w ostatnich latach trzykrotnie dotkliwie w playoffach pobili (2 razy w marszu po mistrzostwo), tłamsząc świetną obroną, była oczywistym znakiem, że coś się w tej drużynie skończyło. Wydawało się, że potrzebna jest przebudowa, i już nigdy nie będzie nam dane zobaczyć Spurs Popovicha i Duncana walczących o mistrzostwo (nie żeby mi jakoś szczególnie zależało na oglądaniu ich nudnej, statycznej koszykówki). Tymczasem od początku sezonu grali świetnie. Kolosalna w tym zasługa prawdopodobnie najlepszego trenera w lidze - Gregga Popovicha. Spurs grają jak nie Spurs, na parkiecie nie są już bezuczuciowymi maszynami do wygrywania. Ich gra jest szybsza i bardziej energiczna, często wychodzą poza schematy, sporo improwizują, przez co widać, że koszykówka jednak sprawia im radość. Są Spurs, których da się oglądać. Dlatego moim zdaniem nagrodę dla trenera roku powinien otrzymać Gregg Popovich, jednak pewnie znowu nie będzie mu to dane, ponieważ prawdopodobnie trafi ona do Toma Thibodeau.
Chicago Bulls (62-20; +21): Najlepszy bilans w lidze, mimo problemów z kontuzjami graczy podkoszowych. W tej chwili przeważają opinie, że Chicago ma po prostu rewelacyjny zespół, Rose'a, znakomitą pierwszą piątkę, wybitnego trenera i jedną z najmocniejszych ławek, co w połączeniu ze świetną obroną daje mieszankę wybuchową. Jednak na początku sezonu nikt nie widział ich wyżej niż na 3 miejscu na wschodzie po sezonie regularnym. Przynajmniej za Heat i Magic, wydawało się, że będą walczyć o miejsca 3 – 6 z Celtics, Hawks i Bucks. Natomiast Bulls mimo średniego początku (9-8 w pierwszych 17 spotkaniach) od grudnia stopniowo pieli się w górę, by na finiszu wyprzedzić Spurs i osiągnąć najlepszy stosunek zwycięstw do porażek w minionym sezonie, a także zrobić największy postęp, w porównaniu do ubiegłego sezonu, spośród wszystkich zespołów NBA.
Philadelphia 76-ers (42-40; +14): Po fatalnym poprzednim sezonie, sądziłem, że ta drużyna w tym składzie nie jest w stanie wygrywać i pora na zmiany. Potwierdzało to oddanie wieloletniego centra, podpory defensywy Samuela Dalemberta do Kings w zamian za przeciętnego młodego środkowego Spencera Hawesa. Wydawało się, że w trakcie sezonu nastąpią kolejne zmiany, że Iguodala wypalił się już dla Sixers, a Branda po wielu kontuzjach nie stać na dobrą grę. Tym bardziej, że w poprzednim sezonie, jak tylko zaczynało mu wychodzić kolejne drobne urazy szybko sprowadzały go na ziemię. Jednak pozory mylą, pod okiem Douga Collinsa, Brand się odrodził, w końcu ominęły go kontuzje i mógł bez problemów przygotować się do sezonu. Bardzo dobrze grał w obronie i stał się najlepszym strzelcem w zespole. Iggy jak przystało na prawdziwego lidera świetnie kierował zespołem i znakomitą obroną uprzykrzał grę najlepszym strzelcom przeciwników. W połączeniu ze znakomicie się rozwijającym młodym rozgrywającym Jrue Holiday'em oraz kilkoma graczami uzupełniającymi (szczególnie Theo Young, który po niezbyt udanym poprzednim sezonie, udowodnił, że jest bardzo wartościowym graczem, na którego mozna liczyć w kluczowych momentach) w Filadelfii powstał bardzo twardy, grający niezłą kombinacyjną koszykówkę zespół, na który w pierwszej rundzie playoffs nie chciał trafić żaden z faworytów na wschodzie.
Na koniec parę zdań o innych drużynach, które swoją postawą w sezonie zasadniczym, sprawiły, moim zdaniem, większą lub mniejszą niespodziankę.
Celtics (56-26; +6): to, że będą groźni w playoffs było bardzo prawdopodobne, ale ich postawa w sezonie zasadniczym i poprawa o 6 zwycięstw to już spora niespodzianka, biorąc pod uwagę brak Perka, kontuzje Shaqa i Jermaine’a, oraz metryki wielkiej trójki.
Nuggets (50-32; -3): wydawało się, że po stracie „Melo” i Billupsa, nie awansują do playoffs. Oni jednak po zamianie grali jeszcze lepiej. Szczególnie ich bardzo zróżnicowana ofensywa mogła się podobać.
Rockets (43-39; +1): bez Yao, mimo dziwnych transferów (strata podstawowych: Trevora Arizy, Aarona Brooksa, Shane’a Battiera w zamian za Courtney'a Lee, Gorana Dragica, Hasheema Thabeeta ???) znowu potrafili zanotować dodatni bilans i do końca walczyli by nie zakończyć sezonu w kwietniu.
Pacers (37-45; +5): wywalczyli awans do playoffs, ale raczej przez słabość rywali (fatalna postawa Bucks, rozpad Bobcats). Plan trzyletni Larry’ego Birda można uznać za nieudany (Pacers mieli być potęgą, nie średniakiem, który z ujemnym bilansem ledwo załapał się do playoffs).
Grizzlies (46-36; +6): duża niespodzianka, przed sezonem ich awans do playoffs wydawał się realny, jednak w trakcie rozgrywek się oddalał (problemy i spadek formy O.J. Mayo, kontuzja Gay’a). Lecz mimo przeciwności losu osiągnęli swój cel – awansowali do playoffs, w których już w pierwszym meczu odnieśli historyczny sukces (pierwsze zwycięstwo w tej fazie).
Hornets (46-36; +9): po poprzednim fatalnym sezonie wrócili do playoffs. Paul mimo problemów z plecami rozegrał kolejny znakomity sezon, jednak 7 miejsce na zachodzie nie jest chyba szczytem jego ambicji
Thunder (55-27; +5): jeden z najmocniejszych zespołów w lidze - znakomity lider, świetny rozgrywający, wszystko poukładane, zawodnicy idealnie do siebie pasują, czy to początek ery Duranta ?
Blazers (48-34; -2): znowu bez Odena, do tego rozpadające się kolana Roy’a. Nie powinni wygrywać... a jednak. Dzięki Aldridge’owi, McMillan’owi i przemyślanym transferom, Blazers zrobili kolejny krok naprzód, i być może ukoronują ten znakomity sezon pierwszą od 2000 roku wygraną serią play-off.