czwartek, 26 maja 2011

Posted by Anonimowy On 23:31 0 komentarze

Wielkie starcie – Larry Bird kontra Clyde Drexler czyli Boston vs Portland 1992—03-15







Autor: Morfeusz33






Moi Drodzy … Najpierw filmik, a potem … ciągniemy …

KLIKNIJ TUTAJ, ŻEBY ZOBACZYĆ FILMIK NA YOUTUBE.


Zgodzę się – NBA zrobiła duży postęp. Więcej – od 1992 roku koszykówka w ogóle zrobiła znaczny krok na przód. Jest więcej lepszych zespołów. Więcej szybszych super atletów. Celniejszych rzutowo, sprawniejszych, zdrowszych i dłużej utrzymujących się w dobrej formie, dla których 30 lat życia nie jest niczym oprócz tego, że to rok więcej niż 29 lat życia … Nie przeczę. Nie chcę uwodnić przewagi wtorku nad środą, ani czwartku nad piątkiem, ale …

Ale …

Są takie momenty w historii koszykówki, o których pamiętać trzeba ! Które po prostu … nie dają się opisać słowami, choć ja właśnie to teraz próbuję zrobić.

Główni aktorzy to Larry Bird (numer 33, biała koszykówka Boston Celtics) i Clyde Drexler (numer 22, czarna koszulka Portland Trail Blazers).

Larry Bird.

Znajdował się wtedy (co chyba wszyscy przypuszczali już) pod sam koniec swojej kariery, która miała się skończyć za parę miesięcy później w stosunku do meczu, którego fragmenty oglądamy. Był już wtedy trapiony od paru lat kontuzjami, problemami zdrowotnymi, choć ochoty do gry w koszykówkę i umiejętności mu nie brakowało. Nie był nigdy szybkim zawodnikiem, a pod koniec kariery to tym bardziej, ale … miał dalej „to coś co czyniło go wielkim”.

Clyde Drexler.

Porównania nie są nigdy do końca trafne i dobre – inne czasy, inny zespół, ale … Clyde … to trochę jak LeBron James może. Absolutnie nie twierdzę, że był tak dobry jak LeBron czy lepszy. Po prostu … on też był tego typu zawodnikiem – to znaczy wybitnym atletą, zwinnym, szybkim, mającym swój styl.

Pokazywany Wam filmik to bardzo długi wycinek, który pokazuje wielką, wspaniałą bitwę dwóch wielkich zespołów (Celtics w 1992 jeszcze takim zespołem byli – choć w playoff jednak kariery już w latach 90tych XX wieku nie zrobili; Portland natomiast w 1992 roku ulegli tylko Michaelowi Jordanowi w finale NBA) i dwóch wielkich zawodników.

Larry Bird pokazuje nam cały arsenał: rzuty z dystansu, podania, zbiórki (był zawsze tak gdzie trzeba i jakimś cudem to on zbierał wiele ważnych piłek), celne rzuty osobiste.

Clyde Drexler … a jaki on mecz zagrał … oh – rzuty za 3 pkt, wejścia pod kosz, osobiste.

Ten mecz był jak pojedynek bokserski w którym żaden z zawodników nie potrafi pokonać innego. Wielkie widowisko z dwoma dogrywkami. Można mówić wiele, a Wy Czytelnicy nie wyczujecie do końca z jakimi „emocjami kibica ja piszę ten tekst”. Dodam jeszcze na koniec – co to znaczy zgranie to widać na tym filmiku, od wielu sezonów obie drużyny grały w niewiele zmienionych składach co przyczyniało się do wielkiego zrozumienia w obu ekipach. Efekt … świetne podania i odbiory piłek w obu ekipach.

Mecz wygrali ostatecznie Boston Celtics, ale ... to chyba miało dla wszystkich kibiców i to obu drużyn, znacznie drugorzędne. Liczył się koncert, jakie obie ekipy zafundowały nam wszystkim.

Słowem … miłego oglądania. Warto !


czwartek, 12 maja 2011

Posted by Anonimowy On 00:05 0 komentarze

Refleksje kibica Boston Celtics - przy stanie 1-3 dla Heat w starciu z Celtics - playoff 2011


Autor: Morfeusz33

Podzielę się z Wami paroma „bardzo luźnymi, wieczornymi” refleksjami, jako kibic Boston Celtics. Otóż … wbrew pozorom nie jestem tak nieszczęśliwy z tego, iż najprawdopodobniej Celtowie nie zagrają w finale wschodu w ogóle, a co dopiero więcej.

Po prostu … cudów nie ma. Metryka … choć nie tak jak kiedyś – to jednak musi odgrywać rolę, a Celtowie są drużyną za starą … Brutalne, ale prawdziwe.

Oczywiście, po tylu latach porażek – „odbicie się od dnia”, które skończyło się tylko na jednym tytule mistrzowskim jest dużym zawodem dla kibiców tej drużyny. Oczekiwano jednak więcej, tym bardziej, że Los Angeles Lakers wygląda na to, że kiedyś dogoni i przegoni Celtics w ilości mistrzostw … Jednak … Celtowie poszli na łatwiznę, zatrudniając starszych zawodników co z góry (pomimo medycyny sportowej znacznie posuniętej do przodu w stosunku do „tego co było kiedyś”) było inwestycją krótkoterminową. Ale … „wtedy” ciśnienie kibiców nie pozwalało już czekać na dalszy, zbyt wolny, rozwój ówczesnej "Bostońskiej młodzieży".

Można dyskutować wiele na temat tego czy pozbycie się Perkins’a i zatrudnienie O’Neal’a to były błędy czy nie … Tak czy inaczej stało się. Dla mnie ważne będzie to, że każdy zawód jaki przechodzą kluby Lakers i Celtics jest dla nich wstrząsem, który często kończy się działaniami na przyszłość, przynoszącymi znowu lepsze lata – tak było już nie raz, choć Celtowie zazwyczaj dłużej podnosili się po kolejnych „zmianach pokoleniowych”.

Z drugiej strony tak sobie myślę … ze gdyby szefostwa klubów Lakers i Celtics dokonały jakiś radykalnych (na początku tego 2011 roku) posunięć to powiedziano by, że zwycięskich drużyn się nie zmienia … Po prostu musi przyjść taki sezon, gdzie coś się kończy, co teraz wydaje nam się oczywiste, ale „przed chwilą” jeszcze się wszyscy łudziliśmy i np.: Celtowie inaczej jak po przegranej w play-off, po niedotarciu do finału wschodu, po prostu nie dokonali by koniecznych zmian. Stąd też … jak już przegrać to wysoko, mocno, żeby ochota do zmian była większa. Gorzej dla Celtics by było przegrać np.: 3-4 w finale wschodu np.: z Chicago Bulls, bo mogłoby się skończyć kolejnym straconym sezonem, który skończyłby się tym czym już ten się skończy (czyli prawdopodobnie 1-4 w półfinale wschodu).

Te same refleksje, mimo wszystko, mogą mieć fani Lakers – że jak już odpadli wcześnie to lepiej 0-4 niż (wbrew pozorom !!!) 3-4 … bo wtedy ochota szefostwa klubów do zmian była by mniejsza.

wtorek, 10 maja 2011

Posted by Anonimowy On 01:11 0 komentarze

Laimbeer – nowe określenie na ochotę do gry w kosza


Autor: Morfeusz33

Dla wszystkich czytelników ten tekst będzie najlepszym dowodem, że przede wszystkim jestem fanem koszykówki, a dopiero potem konkretnych zespołów. Część z Was – moi czytelnicy – zna mnie jako fana drużyny Boston Celtics. Nie zaprzeczam temu, ale …

Owszem, jedne drużyny koszykarskie lubię bardziej, inne mniej (ale niewiele mniej). Jakże liczy się najpierw koszykówka, dobra koszykówka – inne konkretne zespoły … są na drugim miejscu. Przecież inaczej nie można wytłumaczyć tego, że równie jak np. Larry Bird’a (legendę Boston Celtics), Magic’a Johnson’a i Kareem’a Abdul-Jabbar’a (legendy Los Angeles Lakers), Shaq’a O’Neal’a (legenda wielu zespołów … hehehe) – że równie jak ich lubię legendę Detroit Pistons Bill’a Laimbeer’a – który dał się osobiście we znaki m.in. Bird’owi ostro grając przeciwko niemu kiedy Pistons rywalizował z Celtics.


Ale do rzeczy … Dość tych wstępów.


Za co lubię Laimbeer’a ? Za co go cenię ?

Zanim odpowiem dwa filmiki – pierwszy z czasów kariery w NBA, a drugi z „czasów kiedy granie w koszykówkę dawno ma już za sobą”.

Krótki filmik o Bil’u Laimbeer’ze KLIKNIJ TUTAJ PO KRÓTKI FILMIK O LAIMBEER'ZE

Kolejny filmik:

Laimbeer obok prezydenta Obamy jako head coach drużyny mistrzyń WNBA (kobieca wersja NBA) odbierający gratulacje w imieniu ekipy za zdobycie mistrzostwa. Niezależnie od tego czy i jakie (jeśli macie takowe) zdanie na temat Prezydenta USA Obamy – ważne – o to Prezydent USA mówi, o nim, że jest osobą, która wie jak wygrywać. Nic dodawać już nie trzeba. Wspaniałe - zasłużone słowa i to nie ma koniec planów życiowych Laimbeer'a !

KLIKNIJ TUTAJ PO KOLEJNY FILMIK


Teraz odpowiedź na pytanie – Laimbeer to ktoś z wielkim sercem do gry i z profesjonalnym odejściem do tematu. Wszystko co robił to robił „na serio” i „na całego”.

Najpierw trochę konkretów. Laimbeer nigdy nie był typowym środkowym. Przede wszystkim, nie potrafił grać tyłem do kosza, rzucał jak „obwodowy” przodem do kosza i to raczej z dalszych odległości. Uchodził za dobrego zbierającego – owszem był nim, ale bez przesady – byli lepsi od niego. W swojej ekipie uchodził (trochę bardziej, niż analizując jego statystyki zasługiwał na to) uchodził za specjalistę w rzutach z dystansu, w tym za trzy punkty. Zresztą, powiedzmy to szczerze – Laimbeer nie był zawodnikiem na miarę Basketball Hall of Fame czyli Holu Sław Koszykówki. Nie odejmuje to jemu nic z należnej wielkości. Był świetnym elementem zespołu – robił swoje, tylko tyle i aż tyle. Robił to co od niego oczekiwano. Wystarczyło to na dwa tytuły mistrza NBA.

Ale statystyki, tytuły i analizy zawodnika to jedno, ale … Bill Laimbeer to jeden z najtwardszych zawodników w historii i nie mówię tu o sile fizycznej. Mówię tutaj o sile ducha, wytrwałości, „zatwiardziałości”. Mówię tutaj o tych cechach, które uczyniły z niego „walkowicza” jakich mało. Był cholernie mądrym i twardym sportowcem. Takim człowiekiem jest też do dziś. W momencie pisania tego tekstu jest asystentem coach’a drużyny NBA: Timberwolves. Mam nadzieję, że usłyszymy o nim kiedyś jako zwycięskim head coach’u tym razem w NBA.

Bill Laimbeer to ktoś jak Larry Bird – o których (co może szokować … o legendzie Pistons I o legendzie Celtics w jednym zdaniu !) – o których mówię podobne. Nie mieli wielkiego talentu, ale … byli pracowici, wytrwali, konsekwentni. No i … swoje osiągnęli. Oczywiście, „duża odrobina szczęścia” jest niezbędna, ale szczęściu potrafili pomóc.


Krótki filmik o Bil’u Laimbeer’ze - wersja bezpośrednio na blogu




Filmik nr 2 - wersja bezpośrednio na blogu