Recent Posts

piątek, 21 czerwca 2013

Posted by Manek On 15:41 2 komentarze

Heat ponownie Mistrzami NBA!!! LeBron z nagrodą MVP!

Sezon 2012/13 zakończony! Heat obronili tytuł - zostali szóstym zespołem, który tego dokonał. Przed nimi ta sztuka udała się jedynie Lakers, Celtics, Pistons, Bulls i Rockets. Nie ma piątego mistrzostwa dla Tima Duncana, jest za to trzecie dla Dwayne'a Wade'a. W pełni zasłużona nagroda MVP dla najlepszego gracza na świecie - LeBrona Jamesa, który zdobył swój drugi tytuł mistrzowski - znowu będąc młodszy od Jordana, kiedy ten dokonał tego samego.

Spotkanie rozpoczęło się niespodziewanie słabo w wykonaniu obu drużyn. Zespoły nie forsowały tempa, po obu ekipach było widać, ile wysiłku ich kosztowało poprzednie spotkanie. Było sporo strat i niecelnych rzutów. Lepiej zaczęli Spurs, Duncan dobrze wszedł mecz, trójką poprawił Ginobili. Po akcji Leonarda prowadzili już 11-4, jak się potem okazało, było to ich najwyższe prowadzenie w tym spotkaniu. Wade odpowiedział dwoma skutecznymi akcjami. Wiatr w żagle złapał Battier i dzięki jego dwóm celnym trójkom Heat wygrali tę część spotkania 18-16.

W drugiej odsłonie wynik otworzył trójką Battier (miał już 3/3 zza łuku) i zaczęła się wymiana ciosów. Tempo spotkania wyraźnie przyspieszyło, rozruszał się Parker, który zaczął mocno dawać się we znaki Heat, na pełnych obrotach grał Wade - wszędzie było go pełno podawał, zbierał, penetrował, grał 1 na 1 - stary dobry Flash. Wynik cały czas oscylował koło remisu. W pewnym momencie sprawy w soje ręce wziął LeBron  - akcja 2+1 i celna trójka (do tego rzutu miał na koncie 4pkt) dały Heat najwyższe prowadzenie w tej części gry (33-27). Wymiana ciosów trwała jednak nadal. Dobrze dysponowane w tej części trio Duncan(9pkt)-Parker(8pkt)-Ginobili kontra duet James(11pkt)/Wade(10pkt), którzy grali zarówno efektownie jak i efektywnie, Flash zakończył kwartę buzzerbeaterem. 46-44 po pierwszej połowie.

Trzecia kwarta to kontynuacja wymiany ciosów. LBJ wstrzelił się zza łuku (3/4 za 3 i 13pkt w Q3). W Spurs brylował Leonard (9pkt), rozkręcił się Ginobili, w końcu trafił Green - po 8 kolejnych pudłach. Po tej trójce Greena, sądziłem, że to jest ten element, którego brakowało, że Green dołoży jeszcze 2-3 trafienia zza łuku i wygrają Spurs, jednak Green rzucał tego dnia cegłami i to było jego jedyne trafienie w meczu (na 12 oddanych rzutów!!!), LeBron szybko odpowiedział, samemu aplikując rywalom dwie trójki, akcja po akcji dające Heat prowadzenie 62-57. Leonard śmiałym wejściem między trzech rywali zaliczył akcję 2+1, Diaw trafił trójkę i świetnie podał do Duncana, dzięki nim Spurs w ciągu minuty odrobili straty wychodząc na trzypunktowe prowadzenie. Kolejny raz zza łuku przymierzył celnie Battier (na 27 sec do końca), Ginobili popisał się znakomitą penetracją (na 5 sekund przed końcem), po której wydawało się, że po trzech kwartach będą prowadzili Spurs. Jednak Parker trochę zaspał w obronie i pozwolił Chalmersowi rzucić mu sprzed twarzy długą trójkę w ostatniej sekundzie kwarty, dzięki czemu Heat wyszli na prowadzenie 72-71, którego już nie oddali.

W ostatniej odsłonie, podobnie jak w drugiej, wynik trójką otworzył Battier, który do tego momentu trafił wszystkie pięć prób zza łuku. Wtedy zaczęły się szachy. Zacięta walka o każdy rzut. Przez cztery minuty wszystkie punkty wpadały z ponowienia, po ofensywnej zbiórce. Po akcjach Chalmersa i Wade, Heat wyszli na sześciopunktowe prowadzenie 81-75. Dalej była strata Manu, faul ofensywny beznadziejnego wczoraj w ataku Bosha, dwa punkty Ginobiliego, pudło Bosha, kolejna fatalna strata Argentyńczyka, celny rzut Jamesa, trafione osobiste Duncana, trafienie LeBrona.88-82 na korzyść Heat. 4.32 do końca. Wtedy trójkę trafił Manu, stratę zanotował Wade, Green zmarnował szansę na wyrównanie rzutem z dystansu, za trzy nie trafił też LeBron. Spudłował kompletnie niewidoczny w drugiej połowie Parker, zebrał Duncan, ale Chalmers przeciął jego podanie, zagrał do Jamesa, który przebiegł całe boisko, wszedł między dwóch rywali i odegrał do rogu, do czekającego tam Battiera, ten przymierzył i zaaplikował rywalom swoją szóstą tego wieczoru trójkę (na 8 prób). 88-82 dla Heat na 3.19 do końca. Spurs zagrali na znakomitego tego wieczoru Duncana, który zwodem oszukał Bosha, akcja 2+1. Szybka odpowiedź Wade'a, spudłowany hak Tima i niecelny jumper LeBrona. 90-85 na korzyść zespołu z Florydy. 2.15 do końca. Manu markuje rzut, odgrywa do Leonarda, który przymierza zza łuku i trafia. W tym momencie były już tylko dwa punkty różnicy. W następnej akcji Chalmers spudłował dwa rzuty wolne i Spurs mieli akcję na remis. Znowu przymierzył z dystansu Leonard, jednak tym razem za mocno. Po pudłach Wade i Battiera, na minutę przed końcem znowu szansę na wyrównanie dostali Spurs. Zagrali na Duncana, krył go bardzo agresywnie Battier, ale o wiele wyższy i cięższy od rywala Tim bez problemu wywalczył sobie dogodną pozycję rzutową. Powinien trafić, jednak nie trafił, dobitki również. Następna akcja należała do LeBrona, Leonard został na zasłonie zrobionej przez Chalmersa, pogubił się Parker, Lebron uciekł na prawo, przymierzył z wyskoku i trafił ponad spóźnionym Kawhim. 92-88, do końca zostało 28 sekund. Czyli dokładnie tyle czasu, ile w poprzednim spotkaniu potrzebowali Heat na odrobienie wyższej, bo pięciopunktowej straty. Jednak takie rzeczy zdarzają się niezwykle rzadko. Niestety Ginobili był w czwartej kwarcie zbyt nonszalancki, kolejny raz niecelnie podał, piłkę przejął James, którego momentalnie sfaulował Duncan. Jednak LeBronowi, w odróżnieniu od Leonarda dwa dni wcześniej, ręka nie zadrżała i dwoma celnymi osobistymi zapewnił Heat Tytuł. Próbował jeszcze zza łuku Manu Gino, ale niecelnie. Wynik ustalił jednym celnym wolnym Wade. Zawodnicy stanęli czekając na ostatni gwizdek. Koniec. Heat przyjęli zasłużone gratulacje od przeciwników i otrzymali z rąk Davida Sterna puchar mistrzowski. Po raz drugi z rzędu okazali się najlepsi.


MVP dla LeBrona Jamesa, który zagrał wczoraj najlepsze spotkanie w serii, w drugiej połowie był nie do zatrzymania, pokazał jak kompletnym jest zawodnikiem. Świetnie rzucał zza łuku, przepychał się pod koszem, grał jeden na jeden, penetrował między kilku rywali, kreował kolegów i co najważniejsze zachował zimną krew do ostatnich sekund. Zdobył 37 punktów na niezłej skuteczności 11/23, trafił aż pięć trójek (na 10 prób), zebrał 12 piłek, dodał do tego 4 asysty i 2 przechwyty. Po prostu MVP.
Dwayne Wade również rozegrał wyśmienite zawody, był szybki, silny, skoczny i agresywny, często ściągał ciężar gry i zdobywania punktów z barków LBJ-a. Zanotował 23 punkty, 10 zbiórek i 2 bloki. Cichym bohaterem spotkania był Battier, który przebudził się z marazmu na dwa ostatnie spotkania (w sumie 9/12 za trzy). Jego celne trójki na przełomie pierwszej i drugiej kwarty nie pozwoliły Spurs odskoczyć na kilka punktów, w drugiej połowie zanotował dwa niezwykle ważne trafienia, w tym to w końcówce, dzięki któremu uzbierał 18 punktów, wyrównując tym samym swoje najlepsze osiągnięcie w tym sezonie (15 listopada przeciwko Nuggets). Kolny niezły występ zaliczył autor 14 punktów (6/15 z gry) Mario Chalmers, choć pudłował z dystansu (oprócz buzzerbeatera w Q3, zanotował 6 niecelnych rzutów zza łuku), to świetnie współpracował z Jamesem i Wadem, oraz co chyba jeszcze ważniejsze - nie do przecenienia była wczoraj praca, którą wykonywał w defensywie. Niezłą zmianę zaliczył Birdman (3pkt, 4zb), który trochę poprzeszkadzał Duncanowi. Mike Miller miał wczoraj rozregulowany celownik (0/5 z gry, w tym 0/4 za 3), bohater poprzedniego meczu - Ray Allen również (odpowiednio 0/4 i 0/2 i 3 straty), obaj skończyli spotkanie bez zdobyczy punktowych, podobnie jak bardzo słabo dysponowany Chris Bosh, przy którym Tim Duncan znowu wyglądał jak profesor szkolący jakiegoś młokosa. Przez niespełna 28 minut, Chris nie zdobył punku (0/5 z gry) zanotował 7 zbiórek (trzeci rezultat w zespole), do czego dołożył jeszcze 2 asysty, 1 blok (co prawda bardzo efektowny), 2 starty i 5 fauli. Heat byli skuteczniejsi od przeciwnika w rzutach zza łuku, trafili 12 razy na 32 próby, głównie za sprawą Battiera i Jamesa, którzy trafili w sumie 11 na 18 takich rzutów (reszta graczy z Miami 1/13!). U Spurs ten element znowu zawiódł (6/19).

W ekipie Spurs ponownie prym wiedli Tim Duncan i Kawhi Leonard. Pierwszy zanotował 24 punkty (8/18 z gry), 12 zbiórek i 4 przechwyty, drugi dołożył 19 punktów (8/17 z gry) i 16 zbiórek Ponownie zawiedli Parker i Green, Tony zdobył tylko 10 punktów (wszystkie w pierwszej połowie), rzucał z niską skutecznością (3/12), rozdał 4 asysty, 3 razy skradł piłkę przeciwnikowi, no i bardzo brakowało jego skutecznych akcji w decydujących momentach. Ciekawe w jakim stopniu na słabszą postawę Parkera miał wpływ uraz uda z jednego z wcześniejszych spotkań? Natomiast Danny trafił tylko raz na 12 prób z gry, w tym 1 na 6 zza łuku. Szkoda, bo mógłby zrobić różnicę, gdyby mu wchodziło. Przypominają mi się słowa Popovica skierowane do niego, w piątym spotkaniu, że nie ważne ile razy spudłuje, jeśli będzie na wolnej pozycji to ma rzucać. Green w pierwszych pięciu meczach grał na skuteczności 56,6 % (30/53) z gry i 65,8 % (25/38) za trzy punkty, natomiast w dwóch ostatnich wskaźniki te spadły odpowiednio do 10,5 % (2/19) z gry i 18,2 % (2/11) zza łuku. Niezłą partie zagrał Ginobili (18pkt, 5as), jednak trzy straty w końcówce bardzo obniżają ocenę jego występu. Znowu nic nie wnosił Neal, Diaw popisał się kilkoma ciekawymi zagraniami, a Splitter grał zbyt krótko by coś więcej powiedzieć o jego grze.

Szkoda weteranów Spurs, osiągnęli w tym sezonie tak wiele, byli o włos od wzniesienia pucharu, jednak tym razem im się wymknął. Czy będą w stanie jeszcze raz stanąć do walki o pierścienie??

środa, 19 czerwca 2013

Posted by Manek On 18:14 0 komentarze

Thriller w Miami. Ray Allen przedłuża szanse Heat na mistrzostwo.

Wczoraj w nocy miał miejsce zdecydowanie najlepszy mecz finałów NBA ad 2013. Byliśmy świadkami niesamowitego widowiska, w którym mogliśmy zobaczyć rewelacyjną walkę do ostatniego gwizdka, a szala zwycięstwa przechylała się raz na jedną, raz na drugą stronę. Był to, bez wątpienia, jeden z najlepszych meczów tegorocznych playoffs!

Spotkanie od samego początku było bardzo wyrównane. Zaczęło się od wymiany ciosów. Gdy na 4.19 do końca pierwszej kwarty, Tim Duncan zdobył kosza (już piątego w tym spotkaniu!) na tablicy widniał wynik 22-19 dla Spurs, a obie ekipy do tego momentu trafiły 17 z 24 rzutów (9/12 Spurs i 8/12 Heat) – ponad 70%! Jednak wtedy drużyny zacieśniły defensywę, czego skutkiem był drastyczny spadek skuteczności obu ekip. Spurs do końca kwarty trafili 1 z 4 rzutów i zanotowali aż 3 straty, podczas gdy Heat trafili 3/9 ostatnich rzutów. Jednak dzięki trójkom Battiera i bardzo skutecznego w pierwszej odsłonie Chalmersa (10 pkt, 4/5 z gry, w tym 2/2 za 3) na przerwę schodzili z prowadzeniem 27-25. Dla drużyny z teksasu 12 punktów w tej kwarcie zdobył Duncan, 8 dołożył Leonard.

Druga odsłona zaczęła się od celnych trójek Battiera i Graana (już 26 w serii), potem Heat osiągnęli niewielką przewagę (najwyższa 40-33).Jednak 37-letni Tim Duncan był w pierwszej połowie nie do zatrzymania i co chwilę ośmieszał Chrisa Bosha (trafił przeciwko niemu wszystkie 9 rzutów). Duncan zdobył 13 punktów z rzędu dla Spurs i wyprowadził swoją drużynę na prowadzenie. Po punktach Diawa i dobitce Leonarda na 1.3 sec do końca wynik ustalił się na poziomie 50-44 dla Spurs, którzy skończyli tę kwartę runem 17-4 (13 z tego rzucił Tim!). Heat mieli ogromne problemy w ataku, a znakomita defensywa Spurs co i rusz dawała im się we znaki. Duncan po pierwszej połowie miał już na koncie 25 punktów (11/13 z gry) i 8 zbiórek. Przy słabszej postawie Parkera (4 pkt, 2/6 z gry) i Greena, oraz wręcz fatalnej Ginogiliego (0pkt, 2 niecelne rzuty, 4 straty!), praktycznie tylko trzykrotny MVP finałów i Kawhi Leonard stanowili o sile zespołu.

Trzecia kwarta to była prawdziwa wojna o każdy punkt, z której zwycięsko wyszli Spurs (min. trafili w niej 10/11 osobistych). Zaczęło się od trójki Ginobiliego, po której Heat zanotowali run 12-4, dzięki czemu doszli rywali na jeden punkt (56-57). Wtedy jednak przebudził się Parker, który akcją 2+1 rozpoczął run 14-2, w którym każda akcja gości kończyła się faulem gospodarzy i celnym osobistym (Spurs zanotowali w tym okresie trzy akcje 2+1). Na koniec tego runu Spurs objęli najwyższe w tym meczu 13-punktowe prowadzenie. Wtedy kolejną trójkę odpalił Battier i do końca kwarty wynik oscylował około +10 na korzyść Spurs. 75-65 po 3 odsłonach. Najwięcej punktów w trzeciej kwarcie zdobył Tony Parker - 9, ale przy bardzo słabej skuteczności z gry (2/9).

Do tej pory na parkiecie rewelacyjną partię rozgrywał autor 30 punktów i 14 zbiórek - Tim Duncan, dzielnie sekundował mu Leonard (13pkt, 6zb), na wyróżnienie zasłużył też Diaw (7pkt), który utrudniał grę mało efektywnemu Jamesowi (14pkt, 3/12 z gry, 7as, 6zb). Lebron sfrustrowany swoją nieskutecznością, zdjął nawet z głowy opaskę i w czwartej kwarcie to podziałało (może Spurs mylili go z Battierem, czy Wadem;). W drużynie Heat, na ich szczęście, dobrze spisywali się Chalmers (17pkt, 3/4 zza łuku) i Battier (9pkt, 3/4 zza łuku).

Czwarta kwarta to już osobna historia, na podstawie której można by napisać niejeden koszykarski thriller. Świetnie zaczęli ją Heat, którzy zachowali więcej sił na tą część gry – trójka Chalmersa, wjazd Jamesa, trójka bez jednego buta;) Millera, dunk Jamesa po dwójkowej akcji z Chalmersem, alley-oop Jamesa po podaniu/rzucie Chalmersa, wjazd Jamesa, piękna akcja Allena. Spurs potrafili odpowiedzieć jedynie dwoma trafieniami Splittera i jednym Leonarda i z +10, na korzyść gości, po sześciu minutach gry było już +2 na korzyść gospodarzy, a na parkiecie niepodzielnie rządził LeBron James. Zniknął gdzieś Duncan (2 razy zablokowany), dobrze pilnowany był Green, Parker był stłamszony. Wydawało się, że rozpędzeni Heat są już nie do zatrzymania. Jednak wtedy obudził się Francuz, a James jakby stracił na chwilę głowę. Najpierw Parker odpalił trójkę sprzed twarzy „Króla”, potem przeciął podanie Chalmersa, przebiegł całe boisko i wszedł w defensywę Heat jak w masło ośmieszając przy okazji Mario. Spurs wyszli na 2-punktowe prowadzenie. Do końca spotkania została niecała minuta. Odpowiedź LeBrona była fatalna - dwie beznadziejne straty, zakończone faulami na Ginobilim. Argentyńczyk trafił 3 z 4 osobistych, po których na 28 sekund przed końcem Spurs prowadzili 5 punktami (94-89) i wydawało się, że nic już nie odbierze im mistrzowskiego tytułu. Czas dla Heat. 28 sekund. Lebron odpala trójkę. Niecelna. Piłka odbija się od rąk Leonarda. Kawhi, Thiago i Tim skaczą do niej. Piłka jakimś cudem trafia w ręce Allena. Ray oddaje na obwód do LBJ-a. Ten odpala kolejną trójkę. CELNA! 94-92. Spurs zaczynają zza linii końcowej. Leonard nie ma do kogo podać. Prosi o czas. 20 sekund. Duncan zza linii bocznej do Kawhiego, ten jest faulowany przez Millera. Dwa osobiste. Przymierza pierwszego i nie trafia! Drugi celny. 95-92. 19 sekund. Duncan na ławce. Znowu zagrali na LeBrona. Trójka. Pudło! 11 sekund. Piłkę zbiera Bosh! Oddaje do Allena. Ray cofa się o krok by rzucić trójkę. Parker już przy nim jest. Ray Rzuca. KOSZ!! Niesamowity rzut! Ray skrada widowisko!! Jak to możliwe, że Bosh był nie niepokojony w trumnie? Dlaczego nie było na boisku Duncana? Co teraz zrobią Spurs? Mają 5 sekund. Nie mogą już wziąć czasu. Parker dostaje piłkę. Biegnie przez całe boisko. Cały czas jest przy nim LeBron. Oddaje rzut z linii końcowej! Pudło! Mamy dogrywkę.

Zaczyna Leonard po zbiórce Diawa w ataku. Potem Bosh po akcji z LBJ-em. Ponownie Leonard. Strata Wade’a. Faulowany Parker trafia jednego osobistego. 100-97 dla Spurs. Jumper Allena. Niecelna trójka Parkera. Wjazd  Wade’a, podanie do LeBrona. Kosz. 101-100 dla Heat. 103 sekundy do końca. Pudło Leonarda. Piłka w rękach Parkera. Pudło Tony’ego. Zbiórka w ataku Spurs. Jednak piłka nie dotknęła ani razu obręczy. Koniec czasu. Strata. 79 sekund. Na boisko wchodzi Ginobili. Niecelny rzut Jamesa. 60 sekund. Fatalna strata Manu. 45 sekund. Fatalna strata LeBrona. 40 sekund. Rzuca Praker. Blok Bosha! 32 sekundy. Spurs muszą to wybronić. Pudło Wade’a ze środka. 10 sekund. Penetracja Manu – wchodzi między czterech przeciwników. Traci piłkę. 3 sekundy. Faulowany Allen. Oba celne. 103-100. 1.9 sekundy. Spurs proszą o czas. Piłka do Greena. Biegnie do rogu. Rusza do niego Bosh. Danny rzuca, ale Bosh zdążył go zablokować. Koniec Meczu. Heat wygrywają 103-100.

Bohateram spotkania był oczywiście Ray Allen, który celną trójką, na 5 sekund do końca, być może okradł Spurs z ich piątego tytułu. Ciężko ocenić poszczególnych zawodników. Lebron był liderem zwycięskiego zespołu. Więc nie ma co się czepiać. Zdobył w sumie 32 punkty (11/26 z gry) w tym 16 w czwartej kwarcie, zebrał 11 piłek i 10-krotnie asystował – notując tym samym triple-double. Można zatem przymknąć oko na sześć strat, w tym te 3 w decydujących momentach spotkania. Zwycięzców się nie osądza. Wade (14pkt, 6/15 z gry) był przeciętny, jak przez większość meczów tej serii, miał też najniższy w zespole współczynnik +/- na poziomie -15. Bosh (10pkt, 5/12 z gry, 11zb, 3prz, 2bl) przez większość meczu był zdominowany przez Duncana, jednak końcówka należała do niego – świetna zbiórka w ataku na 9 sekund do końca i asysta przy trójce Allena, oraz dwa kluczowe bloki w dogrywce. Na wyróżnienie zasługują Chalmers (20pkt, 7/11 z gry, w tym 4/5 zza łuku), Battier (3/4 zza łuku), Miller (8pkt, 2/2 za 3 i najlepszy w zespole współczynnik +15), Allen (9pkt i ta niesamowita trójka) i Anderson (4zb, 3prz), który wrócił do rotacji Spoelstry - zastępując słabego w poprzednim meczu Haslema.

W ekipie Spurs najlepszy był oczywiście Duncan – 30 punktów (13/21), 17 zbiórek (5 w ataku), ale w czwartej kwarcie i dogrywce był niewidoczny. Świetną partię rozegrał Leonard (22pkt, 9/14 z gry, 11zb, 3prz + praca wykonana na Jamesie). Parker (19pkt, 8as) przez większość meczu pudłował niemiłosiernie (6/23 z gry) ale kluczowa trójka, przechwyt i świetna penetracja w końcówce ratują trochę ocenę jego gry. Słabo grał Green (tylko 3pkt w 41 minut, 1/7 z gry, w tym 1/5 za trzy) który do tego spotkania był rewelacją serii. Fatalnie zaprezentował się Ginobili, zanotował co prawda 9 punktów, 4 zbiórki i 3 asysty, ale miał też 8 strat, w tym dwie fatalne w skutkach w dogrywce i najgorszy w meczu współczynnik +/-, na poziomie -21. Splitter dał dobrą zmianę, ale zagrał tylko 8 minut, Diaw momentami dobrze przeszkadzał LeBronowi, Neal nic nie wnosił.

Heat od początku grali bardzo agresywnie na łuku, kosztem rozluźnienia strefy podkoszowej. Dzięki temu ograniczyli Spurs do zaledwie 5 trafień za trzy w całym spotkaniu (na 18 prób). Za to Duncan, nie mający podwojenia pod koszem mocno dawał im się we znaki do czwartej kwarty (kiedy Heat zagęścili trumnę). Udało się im zatrzymać Parkera na niskiej skuteczności (mało penetracji, dużo rzutów z dystansu), osaczyć Ginobiliego (8 strat) i dokładnie pilnować Greena z Nealem. Spurs natomiast bardziej skupili się na Wadzie, kosztem odpuszczenia Chalmersa. Heat siedziało dzisiaj z dystansu, co było moim zdaniem kluczem do zwycięstwa. Trafili 11 rzutów zza łuku na 19 prób, a trio zadaniowców: Chalmers, Battier i Miller zaaplikowała rywalom 9 celnych trójek na 11 oddanych. Liderom Spurs zabrakło sił w czwartej kwarcie i dogrywce, trójka Ginobili, Duncan i Parker zdobyli w tym okresie tylko 11 punktów (sam LeBron uzbierał ich 18) i oprócz przebłysku Tony'ego, byli zdominowani przez agresywnych i świetnie broniących Heat. Przez ostatnie 13 i pół minuty gry Spurs trafili zaledwie 6 rzutów na 24 próby.


Piąte mistrzostwo dla drużyny z Teksasu było o włos, o jedną zbiórkę, jeden celny rzut osobisty, jednak wymknęło im się z rąk. Teraz oba zespoły mają dzień przerwy, by zregenerować mocno nadwyrężone siły i jeszcze raz stanąć do walki. Faworytem są młodsi Heat, ale Spurs nie raz już pokazywali, że nie można ich skreślać. Game 7 finałów to ukoronowanie sezonu. Żaden kibic NBA nie powinien przepuścić takiego widowiska.

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Posted by Manek On 17:10 1 komentarze

Batman powraca. Ginobili prowadzi Spurs do zwycięstwa w Game 5.

Za nami piąte starcie NBA Finals 2013. Ponownie na prowedzeniu Spurs (już po raz trzeci!). Gregg Popovich znowu wielki, w odpowiedzi na niski skład Miami z poprzedniego meczu, wprowadził do wyjściowej piątki Ginobiliego (kosztem Splittera). Iście pokerowa zagrywka, biorąc pod uwagę formę Manu w czwartym spotkaniu. Wystawienie Argentyńczyka okazało się strzałem w dziesiątkę, a gra Spurs, z dwójką rozgrywających, wyglądała fantastycznie, grali szybciej i jeszcze bardziej rozciągnęli grę (kosztem zbiórek i kilku niepotrzebnych strat), dzięki czemu Duncan miał więcej miejsca pod koszem, a wjazdy Parkera były jeszcze groźniejsze. Szczególnie było to widać w pierwszej kwarcie.
Spotkanie zaczęła wymiana ciosów z obu stron, po 7 minut i 15 sekundach gry mieliśmy remis po 17. Świetnie weszli w mecz James (7pkt do tej pory) i Wade (8pkt) po stronie Heat, oraz ManuGino (7pkt, 3 as) i Duncan (6 pkt) w SAS. Wtedy nastąpił przełom, gracze z Florydy zaczęli pudłować, duża w tym zasługa Diawa, który świetnie pilnował LeBrona i zmuszał go do rzucania z dystansu (zaliczył też kilka znakomitych podań, w tym to fantastyczne do Leonarda z rogu boiska!). Spurs spokojnie powiększali przewagę, by za sprawą Parkera (robiącego wiatrak z Cole'a) i Leonarda (odpowiednio 7 i 5 pkt) zaliczyć run 15-2,a po trójce tego drugiego (4,7 sec do końca Q1) prowadzić 32-19 na koniec pierwszej odsłony. Heat grali w tej części bardzo miękko i gdyby nie Wade, to wynik mógłby być jeszcze korzystniejszy dla gospodarzy.

Druga kwarta zaczęła się dosyć chaotycznie i po trzech minutach gry oba zespoły miały już po 2 straty, wtedy odpalił Green (który to już raz w tych finałach?), zaliczył 3 celne trafienia zza łuku w ciągu następnych dwóch minut. W tym trafienie sprzed nosa Allena, wyrównujące rekord trójek w finałach w jednej serii, należący do tej pory, do nikogo innego a samego Raya.  Spurs objęli 17-punktowe prowadzenie (45-28 i 47-30) a wynik po stronie Heat starał się trzymać Bosh (8 pkt w Q2). W tym momencie Wade z Jamesem przyspieszyli, Heat wykonali pięć skutecznych akcji z rzędu (w tym 3+1 Allena), co dało run 12-0 (42-47), przerwany dopiero przez Duncana. Świetnie tego dnia funkcjonowała para Parker/Ginobili i od momentu kiedy obaj z powrotem znaleźli się na boisku atak Spurs ponownie się rozkrecił (11 pkt w ciągu ostatnich 3 minut odsłony), a Tony fantastycznym layupem w ostatniej sekundzie ustalił wynik na 61-52 dla gospodarzy po pierwszej połowie.

Heat wyszli bardzo skoncentrowani na trzecią odsłonę. Po trójkach Jamesa i Chalmersa oraz celnych osobistych tego pierwszego już na początku kwarty doszli Spurs (dwie straty w tym okresie) na zaledwie 1 punkt (60-61, choć na tablicy wyników był wynik 59-61, później skorygowany). Wtedy gracze z teksasu uspokoili grę i po akcji Parkera, trójce Greena - tym rzutem pobił rekord Raya Allen!!! i penetracji Ginobiliego odeszli na 8 punktów. Przez kilka minut rezultat oscylował między 4, a 8 punktów na korzyść gospodarzy. Dopiero po czterech punktach świetnie tego dnia dysponowanego Wade'a i dwóch Bosha, Heat na 3 minuty przed końcem trzeciej odsłony ponownie doszli Spurs na 1 punkt. Wydawało się, że za chwilę Heat mogą osiągnąć pierwsze w meczu prowadzenie, jednak Green piękną trójką z ośmiu metrów szybko ostudził zapał zawodników z Florydy. Potem pięć punktów z rzędu dorzucił Manu i dwa Splitter. Heat potrafili odpowiedzieć jedynie jednym celnym osobistym LeBrona. Trzecią kwartę znakomitym wejściem zakończył Ginobili i z 75-74 zrobiło się 87-75 na korzyść gospodarzy.

Początek ostatniej odsłony to narastająca frustracja Heat, którzy przez ponad 3 minuty nie potrafili oddać celnego rzutu z gry, dzięki czemu Spurs po kilku skutecznych akcjach objęli aż 20 punktowe prowadzenie na 9 minut do końca spotkania (fantastyczny run 20-1 na przełomie trzeciej i czwartej kwarty!!). Wydawało się, że jest już po meczu, wtedy sygnał do odrabiania strat dał dwoma celnymi trójkami (w tym jedną z faulem) Ray Allen (15 pkt w czwartej kwarcie), a Heat udało się dojść jeszcze na 8 oczek, jednak po penetracji Parkera i kolejnej trójce (już 25 w serii!) śrubującego rekord Greena nadzieje Heat na zwycięstwo w tym meczu zostały ostatecznie rozwiane i ostatnią minutę na parkiecie spędzili rezerwowi.

Liderami Spurs byli: Ginobili - 24pkt(8/14 z gry), 10as i tym razem najlepszy wynik w spotkaniu +19 dla Spurs kiedy przebywał na parkiecie; Parker - 26pkt (10/14), 5as; Green - 24pkt (8/15 w tym 6/10 zza łuku), 6zb, 3bl; Duncan - 17pkt (7/10), 12zb i Leonard - 16pkt(6/8, w tym 2/4 zza łuku), 8zb, 3prz.
Liderzy Heat: Wade - 25pkt (10/22), 10as; James 25pkt (8/22), 6zb, 8as, 4prz; Allen - 21 pkt (7/10 zgry, w tym 4/4 zza łuku), dwie akcje 3+1 i Bosh - 16pkt (7/11), 6zb; jako ciekawostkę dodam jeszcze, że Udonis Haslem spędził na parkiecie jedynie 9 minut, jednak to wystarczyło by miał najgorszy bilans +/- pośród wszystkich zawodników występujących w tym spotkaniu -20, a Heat z nim na parkiecie zanotowali rezultat 6-26!!!

Spurs wczoraj rzucali ze znakomitą skutecznością 60% z pola (Heat odpowiednio 43%), dzięki czemu wygrali mimo większej ilości strat (18, przy 13 Heat) i tylko 5 zbiórkach w ataku (12 Heat), oba zespoły w sumie zanotowały najwięcej strat w tej serii - 31.

Spotkanie mogło się podobać, było wiele efektownych akcji, skutecznych rzutów z dystansu i fantastycznych zagrań. Spurs ponownie wykorzystali wszystkie słabości przeciwnika, i po raz kolejny obnażyli wszelkie wady nowej taktyki Spoelstry (ech ten Pop...). Pokazali, że kiedy Heat nastawiają się na intensywny - szybki atak z dużą ilością podań, oni mogą zrobić to samo, tyle że z jeszcze lepszym skutkiem. Obrona Heat była momentami dziurawa jak ser szwajcarski, a ich trenerzy nie potrafili znaleźć sposobu na fantastyczną tego dnia parę Parker-Ginobili.

Co zrobi teraz Spoelstra? Czy obrona Heat znowu zacznie funkcjonować poprawnie? Czy będą w stanie zagrać tak agresywnie jak we wcześniejszym spotkaniu? Czy Spurs przełamią serię i wygrają drugi mecz z rzędu? Przekonamy się już jutro w nocy...

piątek, 14 czerwca 2013

Posted by Manek On 16:08 0 komentarze

Wielka Trójka pokazuje klasę. Zwycięstwo Heat w Game 4.

Miami potrzebowało tej wygranej, by nie stanąć pod ścianą i nie ograniczyć szans na mistrzostwo do minimum. LeBron James zapowiadał przed spotkaniem, że musi zagrać zdecydowanie lepiej niż do tej pory i tak się stało. Erik Spoelstra znalazł sposób by optymalnie wykorzystać swoich liderów. Wreszcie obudził się Dawyne Wade (32pkt, 14/25 z gry, 6zb, 4as i aż 6 przechwytów!). Flash wprost uwielbia mecze o wszystko - zagrał swoje najlepsze spotkanie w tegorocznych playoffs i był prawdziwym liderem Heat w tym meczu. Taką grę Wade'a chciałoby się oglądać zawsze, był bardzo agresywny i waleczny, biegał, skakał, wchodził pod kosz, nawet między 2-3 rywali. LeBron James (33pkt, 15/25 z gry, 11zb, 4as, 2prz, 2bl) również pokazał klasę, zamykając usta hejterom, tym razem Leonard nie był w stanie go zatrzymać. Także Chris Bosh (20pkt, 8/14 zgry, 13zb, 2bl) w końcu zagrał na miarę swoich możliwości, grał twardo i nie forsował rzutów z dystansu, za to pokazał, że wciąż jest jednym z lepszych podkoszowych w grze 1 na 1. Atak Heat funkcjonował tak, jak powinien, byli szybcy, silni, agresywni i precyzyjni, przez co Spurs nie mieli szans na ogranie ich. Po prostu tak grających Heat nie da się ograć i sądzę, że nawet Bulls z 1996 roku nie daliby im wczoraj rady.

Mecz rozpoczął się obiecująco dla Spurs, którzy szybko objęli prowadzenia jumper Parkera, trójka Greena, wjazd Parkera, trójka Neala, kolejny wjazd Parkera i trójka Leonarda, dały im prowadzenie 15-5 po pięciu minutach gry i wydawało się, że może być tak jak w poprzednim meczu. Wtedy liderzy Heat wrzucili wyższy bieg i szybko odrobili straty, by na dwie minuty do końca pierwszej kwarty wyjść na prowadzenie. 29-26 dla Heat po pierwszej kwarcie. 11 pkt miał już LBJ, 10 Flash, a po stronie Spurs - Parker 11, Neal 7.

Drugą kwartę lepiej rozpoczęli Heat od 8-2, wtedy do odrabiania strat zabrał się Duncan (7 pkt w 4 minuty) dzięki któremu Spurs doszli na 3pkt, (38-41), jednak po kolejnych skutecznych akcjach (James, Allen, Bosh) goście ponownie objęli 9-punktowe prowadzenie (47-38). W tym momencie niespodziewanie w roli strzelca wystąpił Diaw, który zdobył 7 punktów, 4 dorzucił Parker (to były jego ostatnie punkty w tym meczu) i po 24 minutach gry był remis po 49.

Trzecia odsłona była pod znakiem wymiany ciosów, początkowo żadna drużyna nie mogła wyjść na prowadzenie wyższe niż 2-3 punkty, dopiero po 6 mintuach Heat udało się zdobyć 7 punktów z rzędu (w tym pierwsze w meczu Chalmersa po rzucie zza łuku), by wyjść na prowadzenie 67-61, wtedy nastąpił okres znakomitej gry obu ekip i po pięknej wymianie ciosów (14-15 w ciągu 5 minut), mieliśmy wynik 81-76 dla Heat po trzech kwartach. LeBron rzucił 9pkt w Q3, Wade dołożył 8, Chalmers i Bosh po 6, natomiast w Spurs Leonard i Duncan po 7, Green 6.

Ostatnia odsłona była już wyraźnie pod dyktando Heat, którzy na każdą skuteczną akcję Spurs odpowiadali równie skutecznie, stopniowo powiększając prowadzenie, co było frustrujące dla koszykarzy z Texasu, którzy ani razu nie zdobyli nawet 4 punktów z rzędu i sprawiali wrażenie zarówno wolniejszych, jak i słabszych fizycznie od graczy z Florydy, widać było po nich wysiłek włożony w poprzednie spotkanie, a ich agresywność i energia z wtorkowego meczu mocno przygasły. Heat wypunktowali ich niczym bokserski mistrz pretendenta do tytułu. Świetnie grał Wade (10pkt), który podczas krótkiej nieobecności Jamesa kolejnymi skutecznymi akcjami odbierał nadzieje zawodników Spurs na odrobienie start. Dzielnie sekundował mu zdobywca 6 punktów w czwartej kwarcie - Bosh (autorzy runu 14-4). W końcu, przy rezultacie 102-87, na korzyść drużyny z Miami, na 4 minuty przed końcem spotkania w drużynie Spurs pojawili się zmiennicy (z Ginobilim), mecz zakończył się zwycięstwem obrońców tytułu 109-93, a ostatnie 9 punktów dla drużyny z Florydy zdobył James. Tym samym Heat odzyskali przewagę własnego parkietu.

Wielka Trójka z Miami zdobyła w sumie 83 punkty (37 na 64 z gry), zebrała 30 piłek (7 w ataku), miała 10 przechwytów i 5 bloków. Dla porównania cała drużyna Spurs miała odpowiednio 93pkt, 36zb (5 w ataku), 5prz, 4bl, natomiast przedwczoraj cała drużyna Heat uzbierała: 77pkt, 36zb(9 w ataku), 9prz i 8bl!! Jako ciekawostkę dodam, że przez 28 minut, które James, Wade i Bosh wspólnie spędzili na parkiecie Heat zdobyli 4 punkty mniej od przeciwnika, odpowiednio 46-50 dla Spurs, a kiedy przynajmniej jeden z nich siedział na ławce było w sumie 63-43 dla Heat!!! Wyróżnienie należy się również Rayowi Allenowi, zdobywcy 14pkt z ławki (miał też najlepszy w meczu wszpóczynnik +/-: +19). 

W ekipie Spurs najwięcej punktów miał Duncan - 20pkt, ale zebrał tylko 5 piłek, Parker po świetnej pierwszej połowie w drugiej zniknął (bez punktów, 0/4 z gry). Ginobili zagrał fatalne spotkanie - był bezproduktywny w ataku i spóźniony w obronie, z nim na parkiecie Spurs tracili niemal 1 punkt do przeciwnika co minutę (+/- na poziomie -22, w ciągu niespełna 26 minut!).

W niedzielę ostatnie starcie w AT&T Center, tym razem to Spurs będą pod ścianą, jeśli przegrają, ich szanse na tytuł drastycznie spadną. Na tę chwilę mocniejsi wydają się Heat, ale sytuacja w tej serii zmienia się jak w kalejdoskopie, jedno jest pewne, żadna z ekip tanio skóry nie sprzeda.




środa, 12 czerwca 2013

Posted by Manek On 17:42 2 komentarze

Game 3 NBA Finals. San Antonio Spurs 113 - 77 Miami Heat.

Spurs od samego początku kontrolowali tempo gry, byli bardzo zmotywowani, można było odnieść wrażenie, iż bardziej zależy im na zwycięstwie, niż graczom Heat. W pierwszej kwarcie z dobrej strony pokazali się Duncan (6pkt) i Ginobili (4pkt,2as). Parker był bardziej zainteresowany kreowaniem partnerów niż zdobywaniem punktów (4as i tylko 2pkt w Q1). Po stronie Heat słabo rozpoczął Bosh (1/5 z gry) i James, który był totalnie niewidoczny, wynik trzymał Wade (8pkt 4/5). Jako ciekawostkę dodam, że po pierwszej kwarcie Green z Nealem mieli na koncie w sumie 1/2 zza łuku.
  

Na drugą odsłonę obie ekipy wyszły bardzo skoncentrowane na defensywie, na efekty nie trzeba było długo czekać, Heat zanotowali 3 starty w 4 pierwszych posiadaniach i zaczęli od 3 pudeł, na ich szczęście rozregulowane celowniki (1/9 z gry przez pierwsze 4,5 minuty) nie pozwoliły Teksańczykom na uzyskanie większej przewagi niż 7pkt, a po trafieniach Bosha i Cole (za 3), Heat doszli nawet na 1pkt (26-27). Wtedy jednak defensywa Heat nieco się rozluźniła i znowu do głosu doszli Spurs zdobywając 13pkt w 6 posiadań  i trafiając 4/4 z gry (w tym 1/1 za 3) i 4/4 osobiste, dzięki czemu na tablicy wyników widniało 40-30 dla SAS. Heat jednak byli jeszcze dalecy od złożenia broni i za sprawą 2 trójek świetnie tego dnia dysponowanego Mike’a Millera (5/5 zza łuku w całym meczu i 15pkt – rekord tegorocznych PO) i 4pkt Bosha, który się przebudził (7pkt w Q2), zanotowali nawet run 10-0 i na pół minuty przed końcem drugiej kwarty był remis po 44. Jednak Spurs nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa i po trójkach Parkera (6pkt i 7as po 2 kwartach) i Neala (11pkt w Q2) w ostatniej sekundzie do szatni schodzili z 6 punktowym prowadzeniem (50-44). Całkowicie zawodził LeBron, który w połowie meczu miał tylko 4pkt (2/8 z gry) i na 5 sekund przed końcem Q2 dał się zablokować Greenowi, co spowodowało szybki kontratak Spurs i trójkę Neala, o której wspominałem wyżej.

W trzeciej odsłonie była już widoczna dominacja Spurs, grali bardzo agresywnie na obu końcach parkietu, piłka w ataku chodziła niczym po sznurku i szybko powiększyli prowadzenie do 13pkt (59-46), głównie za sprawą Greena (zdobył 8pkt z rzędu dla SAS). Wynik starał się trzymać Miller, a po jego dwóch trafieniach zza łuku, Heat doszli jeszcze na 10 punktów (52-62), ale Spurs byli nie do zatrzymania i po runie 11-0 (5pkt Leonarda, 4 Neala) objęli prowadzenie 73-52, i chwilę później 75-54, do tej pory fatalnie w tej kwarcie w ekipie z Florydy grali Wade (0/3 i strata) i Chalmers (0/2 i 3 straty), oraz przede wszystkim James (0/5, w sumie tylko 4 pkt i 2/13 z gry), który wtedy co prawda się przebudził i zanotował cztery skuteczne akcje z rzędu, dzięki czemu Heat doszli jeszcze na 13pkt, jednak to było wszystko na co było stać tego dnia Heat. Trzecią kwartę zakończył dunkiem Splitter i na tablicy widniał wynik 78-63.

Jeśli zawodnicy Heat jeszcze wierzyli w odwrócenie losów spotkania to szybko wiara ta została rozwiana przez dwie trójki Neala na początku kwarty. Spurs zaczęli od runu 13-0, by wyjść na prowadzenie 91-63. Prawdziwą kanonadę urządził przeciwnikowi Green, który w 5 minut zdobył 14 punktów (5/5, w tym 4/4 zza łuku) i przy wyniku 101-72 na boisku w obu ekipach pojawili się zmiennicy, by dograć spotkanie do końca.

Bohaterami spotkania byli, moim zdaniem, Neal (24pkt, 6/10 zza łuku, w tym kilka bardzo ważnych rzutów) i Green (27pkt, 7/9 zza łuku i momentami świetna defensywa na Jamesie), którzy pobili swoje rekordy punktowe w playoffs, dzielnie wspomagali ich Duncan (12pkt, 14 zb, w tym 7 w ataku) i Leonard (14pkt, 2/3 zza łuku, 12zb + praca wykonana w obronie i ataku przeciw LeBronie). Parker borykający się z kontuzją uda (jego występ w następnym meczu stoi pod znakiem zapytania) dołożył 6pkt i 8as. Spurs wygrali tablice 52-36.

W Heat na wyróżnienie zasłużył jedynie Miller (15pkt, 5/5 zza łuku), pozostali zawiedli.
Lebron miał 11zb, 5as, ale „tylko” 15 punktów, przy niskiej skuteczności (7/21) i współczynniku (+/-) -32! kiedy był na parkiecie - nie tego oczekuje się od najlepszego koszykarza na świecie. Wade 16pkt (7/15), 5as i -29, Bosh 12pkt (4/10), 10zb i -21, natomiast x-factor Game 2, czyli Mario Chalmers zagrał bodajże swoje najgorsze spotkanie w playoffs w dotychczasowej karierze pudłując wszystkie 6 rzutów z gry i notując 0 punktów i 4 straty (przy ledwie 1 asyście). Heat ani razu nie prowadzili w tym spotkaniu.

Ciekawostki: 
 - Green i Neal oddali w sumie 13 celnych rzutów za trzy na 19 prób rekord finałów do tego meczu to było w sumie 14 celnych trójek przez całą drużynę w jednym spotkaniu, wczoraj Spurs go pobili trafiając 16 trójek (na 32 próby) .
 - Rozwój Lebrona w finale (w każdym meczu trafił po 7 razy z pola): G1 - 16 oddanych rzutów i 10 asyst, G2 - 17 rzutów i 7 asyst; G3 - 21 rzutów i 5 asyst. Jak widać z meczu na mecz James rzadziej asystuje, oddając coraz więcej rzutów na niższej skuteczności, ciekawe jak to będzie wyglądać w następnych spotkaniach?
 - Spurs wygrali drugą połowę 63-33;

Pop, wraz ze swoim sztabem, wyciągnęli sporo wniosków z poprzedniego meczu i z precyzją godną najlepszego chirurga obnażyli wszystkie braki w taktyce przeciwnika. Heat zagrali podobnie w defensywie jak w G2, jednak różnica w grze Spurs była ogromna, zagrali bardziej agresywnie na tablicach, oddali więcej rzutów zza łuku i stłamsili rywala świetną obroną, odcięli partnerów od LeBrona, przez co musiał co chwilę rzucać z wyskoku z lewej strony (słabszej), albo penetrować, a w pomalowanym czekali na niego z podwojeniem Duncan lub Splitter. 

Game 4 już jutro w nocy, teraz pora na odpowiedź Spoelstry, czy stanie na wysokości zadania? Sam LeBron nie wygra żadnego meczu, ale jeśli będzie miał odpowiednie wsparcie, to będzie ciekawie w tej serii.






wtorek, 11 czerwca 2013

Posted by Manek On 17:47 0 komentarze

Spojrzenie na dwa pierwsze mecze Finału NBA.

Dziś w nocy finałowa rywalizacja w NBA przenosi się do Teksasu. W pierwszym meczu wypoczęci Spurs po fantastycznym buzzerbeaterze Parkera pokonali Heat, by 3 dni później dość łatwo ulec LeBronowi i spółce.

1-0. 92-88 dla SAS

Seria zaczęła się dla drużyny z San Antonio wyśmienicie. Mimo iż nie zagrali najlepszego spotkania i przegrywali przez niemal cały mecz wyrwali Heat zwycięstwo w ich hali. Spurs w tym meczu mniej zbierali (37-46), rzucali na niższej od przeciwnika skuteczności (45,9 -> 49,1 za 2, i 30,4 -> 32,0 za 3), a mimo to wygrali, dlaczego? Głównie za sprawą świetnie zorganizowanej ofensywy i tylko 4 strat.
Weterani w składzie Spurs pokazali klasę. 37 letni Duncan (20pkt, 14zb) słabo wszedł w mecz, ale później szkolił kolejnych przeciwników w pomalowanym i w drugiej kwarcie dzięki jego skuteczności w ataku Spurs utrzymywali tylko kilku punktową stratę, Parker - przez większość meczu niewyróżniający się  - w ostatniej kwarcie dał popis strzelecki zdobywając 10pkt (w tym kluczowy rzut na 5 sekund przed końcem spotkania) w całym spotkaniu zanotował 21pkt i 6as. Manu Gino zdobył co prawda ledwie 13 punktów, ale w tym dwie kluczowe trójki (obie przy 5 pkt przewagi Heat), Buzzerbeatera na 2,5 sec do końca 1 kwarty, 2 osobiste na 3,9 sec do końca trzeciej, no i to podanie do Parkera pomiędzy nogami biegnącego Cole’a na początku drugiej kwarty, ech...:D
Heat zabrakło koncentracji w 4 kwarcie (tylko 6/17 z gry), wypoczęci Spurs zacieśnili obronę (duża w tym zasługa świetnie pilnującego LeBrona Leonarda i znakomitego Duncana) i Heat zaczęli się gubić (5 strat) i mimo iż Lebron wykręcił cyferki na poziomie 18pkt, 18zb i 10as - obrońcy tytułu nie byli w stanie wygrać. Oprócz Lebrona w Heat na wyróżnienie zasłużył Wade (17pkt), który w pierwszej połowie grał tak, jakby znów miał zdrowe kolana, Allen, który trafił 3/4 zza łuku i 3 ważne osobiste w końcówce, oraz Leonard (po 10pkt i zb) w Spurs.

1-1. 103-84 dla Heat
Heat rozzłoszczeni porażką w pierwszym meczu, wyszli na parkiet bardzo skoncentrowani. Mecz był wyrównany i niezwykle zacięty, ale tylko do momentu, gdy na trzy i pół minuty do końca trzeciej kwarty na tablicy wyników widniał rezultat 62-61 dla Spurs. Wtedy znakomita ofensywa Teksańczyków załamała się, a obrońcom tytułu zaczęło wychodzić niemal wszystko i przez kolejne 7 minut na parkiecie istniała tylko jedna drużyna. Niesamowity run 33-5 (w tym 25-2 w niecałe 5 minut!!!)  w którym Heat trafili 12 z 13 rzutów z gry (w tym 5 na 5 zza łuku) i 4 na 4 z wolnych, podczas gdy Spurs w tym czasie rzucali ze skutecznością 2/10 z gry i zanotowali aż 5 strat (więcej niż w całym game 1!!!). W tym czasie dla Heat punktowali: James 11, Chalmers 8, Allen 6, Miller 6 i Anderson 2, Jeszcze zanim ten run się skończył w drużynie z San Antonio na parkiecie pojawili się zmiennicy (Mills, Joseph, McGrady, Bonner, Blair), by dograć mecz do końca. Liderem Żaru ponownie był LeBron James 17pkt, 8zb, 7as 3 prz i 3 bl, w tym ten wspaniały na Splitterze, ech...:D Świetnie spisali się zadaniowcy Heat: Chalmers 19pkt, Miller 9pkt (3/3 zza łuku), Allen 13pkt (3/5 za 3), Anderson 9pkt, 5 zb w 14 minut, Haslem, który świetnie bronił przeciwko Duncanowi, w końcu niezłe spotkanie rozegrał też Bosh 12pkt (6/10 z gry) i 10zb. W Spurs na wyróżnienie zasłużył Leonard (9pkt i 14zb), który ponownie pokazał się z dobrej strony broniąc LeBrona ale miał tylko 4/12 z gry, bezbłędny Danny Green 17pkt i 6/6 z gry (w tym 5/5 zza łuku), tym razem zawiedli weterani: Parker 13pkt (5/14 z gry) 5as i 5str, Duncan 9pkt (3/13) 11zb i Ginobili 5pkt(2/6) i 3 straty. Spurs przegrali spotkanie mimo wygranych tablic (44-36) i wysokiej skuteczności zza łuku (10/20). Heat wyciągnęli wnioski z pierwszego meczu, zagrali bardziej agresywnie w obronie, odsunęli się nieco od kosza by przeszkadzać przeciwnikowi w rozegraniu (kosztem zbiórek), dzięki czemu zmusili rywali do popełnienia aż 16 strat, samym notując ich ledwie 6.

Dzisiaj Game 3. Czy Spurs ponownie obejmą prowadzenie? Czy Popovich szykuje jakąś niespodziankę? Czy Heat zagrają tak dobrze w obronie jak w Game 2? Przekonamy się w nocy. Jedno jest pewne będzie to znakomite widowisko, które bez wątpienia zadowoli niejednego fana koszykówki.