Wczoraj w nocy miał miejsce zdecydowanie najlepszy mecz finałów NBA
ad 2013. Byliśmy świadkami niesamowitego widowiska, w którym mogliśmy
zobaczyć rewelacyjną walkę do ostatniego gwizdka, a szala zwycięstwa
przechylała się raz na jedną, raz na drugą stronę. Był to, bez
wątpienia, jeden z najlepszych meczów tegorocznych playoffs!
Spotkanie od samego początku było bardzo wyrównane. Zaczęło się od wymiany
ciosów. Gdy na 4.19 do końca pierwszej kwarty, Tim Duncan zdobył kosza (już
piątego w tym spotkaniu!) na tablicy widniał wynik 22-19 dla Spurs, a obie
ekipy do tego momentu trafiły 17 z 24 rzutów (9/12 Spurs i 8/12 Heat) – ponad 70%!
Jednak wtedy drużyny zacieśniły defensywę, czego skutkiem był drastyczny spadek
skuteczności obu ekip. Spurs do końca kwarty trafili 1 z 4 rzutów i zanotowali
aż 3 straty, podczas gdy Heat trafili 3/9 ostatnich rzutów. Jednak dzięki trójkom
Battiera i bardzo skutecznego w pierwszej odsłonie Chalmersa (10 pkt, 4/5 z gry,
w tym 2/2 za 3) na przerwę schodzili z prowadzeniem 27-25. Dla drużyny z
teksasu 12 punktów w tej kwarcie zdobył Duncan, 8 dołożył Leonard.
Druga odsłona zaczęła się od celnych trójek Battiera i Graana (już 26 w
serii), potem Heat osiągnęli niewielką przewagę (najwyższa 40-33).Jednak
37-letni Tim Duncan był w pierwszej połowie nie do zatrzymania i co chwilę
ośmieszał Chrisa Bosha (trafił przeciwko niemu wszystkie 9 rzutów). Duncan
zdobył 13 punktów z rzędu dla Spurs i wyprowadził swoją drużynę na prowadzenie.
Po punktach Diawa i dobitce Leonarda na 1.3 sec do końca wynik ustalił się na
poziomie 50-44 dla Spurs, którzy skończyli tę kwartę runem 17-4 (13 z tego
rzucił Tim!). Heat mieli ogromne problemy w ataku, a znakomita defensywa Spurs
co i rusz dawała im się we znaki. Duncan po pierwszej połowie miał już na
koncie 25 punktów (11/13 z gry) i 8 zbiórek. Przy słabszej postawie Parkera (4
pkt, 2/6 z gry) i Greena, oraz wręcz fatalnej Ginogiliego (0pkt, 2 niecelne
rzuty, 4 straty!), praktycznie tylko trzykrotny MVP finałów i Kawhi Leonard stanowili o
sile zespołu.
Trzecia
kwarta to była prawdziwa wojna o każdy punkt, z której zwycięsko wyszli
Spurs (min. trafili w niej 10/11 osobistych). Zaczęło się od trójki
Ginobiliego, po której Heat zanotowali run 12-4, dzięki czemu doszli
rywali na
jeden punkt (56-57). Wtedy jednak przebudził się Parker, który akcją 2+1
rozpoczął run 14-2, w którym każda akcja gości kończyła się faulem
gospodarzy i
celnym osobistym (Spurs zanotowali w tym okresie trzy akcje 2+1). Na
koniec tego runu Spurs objęli najwyższe w tym meczu 13-punktowe
prowadzenie. Wtedy kolejną
trójkę odpalił Battier i do końca kwarty wynik oscylował około +10 na
korzyść
Spurs. 75-65 po 3 odsłonach. Najwięcej punktów w trzeciej kwarcie zdobył
Tony
Parker - 9, ale przy bardzo słabej skuteczności z gry (2/9).
Do
tej pory na parkiecie rewelacyjną partię rozgrywał autor 30 punktów i
14
zbiórek - Tim Duncan, dzielnie sekundował mu Leonard (13pkt, 6zb), na
wyróżnienie zasłużył też Diaw (7pkt), który utrudniał grę mało
efektywnemu
Jamesowi (14pkt, 3/12 z gry, 7as, 6zb). Lebron sfrustrowany swoją
nieskutecznością, zdjął nawet z głowy opaskę i w czwartej kwarcie to
podziałało (może Spurs mylili go z Battierem, czy Wadem;). W drużynie
Heat, na ich szczęście,
dobrze spisywali się Chalmers (17pkt, 3/4 zza łuku) i Battier (9pkt, 3/4
zza
łuku).
Czwarta kwarta to już osobna historia, na podstawie której można by napisać
niejeden koszykarski thriller. Świetnie zaczęli ją Heat, którzy zachowali
więcej sił na tą część gry – trójka Chalmersa, wjazd Jamesa, trójka
bez jednego buta;) Millera, dunk Jamesa po dwójkowej akcji z Chalmersem, alley-oop
Jamesa po podaniu/rzucie Chalmersa, wjazd Jamesa, piękna akcja Allena. Spurs
potrafili odpowiedzieć jedynie dwoma trafieniami Splittera i jednym Leonarda i
z +10, na korzyść gości, po sześciu minutach gry było już +2 na korzyść
gospodarzy, a na parkiecie niepodzielnie rządził LeBron James. Zniknął gdzieś
Duncan (2 razy zablokowany), dobrze pilnowany był Green, Parker był stłamszony. Wydawało
się, że rozpędzeni Heat są już nie do zatrzymania. Jednak wtedy obudził się
Francuz, a James jakby stracił na chwilę głowę. Najpierw Parker odpalił trójkę
sprzed twarzy „Króla”, potem przeciął podanie Chalmersa, przebiegł całe boisko
i wszedł w defensywę Heat jak w masło ośmieszając przy okazji Mario. Spurs
wyszli na 2-punktowe prowadzenie. Do końca spotkania została niecała minuta. Odpowiedź
LeBrona była fatalna - dwie beznadziejne straty, zakończone faulami na
Ginobilim. Argentyńczyk trafił 3 z 4 osobistych, po których na 28 sekund przed
końcem Spurs prowadzili 5 punktami (94-89) i wydawało się, że nic już nie
odbierze im mistrzowskiego tytułu. Czas dla Heat. 28 sekund. Lebron odpala
trójkę. Niecelna. Piłka odbija się od rąk Leonarda. Kawhi, Thiago i Tim skaczą
do niej. Piłka jakimś cudem trafia w ręce Allena. Ray oddaje na obwód do LBJ-a.
Ten odpala kolejną trójkę. CELNA! 94-92. Spurs zaczynają zza linii końcowej. Leonard
nie ma do kogo podać. Prosi o czas. 20 sekund. Duncan zza linii bocznej do
Kawhiego, ten jest faulowany przez Millera. Dwa osobiste. Przymierza pierwszego
i nie trafia! Drugi celny. 95-92. 19 sekund. Duncan na ławce. Znowu zagrali na
LeBrona. Trójka. Pudło! 11 sekund. Piłkę zbiera Bosh! Oddaje do Allena. Ray
cofa się o krok by rzucić trójkę. Parker już przy nim jest. Ray Rzuca. KOSZ!!
Niesamowity rzut! Ray skrada widowisko!! Jak to możliwe, że Bosh był nie
niepokojony w trumnie? Dlaczego nie było na boisku Duncana? Co teraz zrobią Spurs? Mają 5
sekund. Nie mogą już wziąć czasu. Parker dostaje piłkę. Biegnie przez całe
boisko. Cały czas jest przy nim LeBron. Oddaje rzut z linii końcowej! Pudło!
Mamy dogrywkę.
Zaczyna Leonard po zbiórce Diawa w ataku. Potem Bosh po akcji z LBJ-em. Ponownie Leonard. Strata Wade’a.
Faulowany Parker trafia jednego osobistego. 100-97 dla Spurs. Jumper Allena.
Niecelna trójka Parkera. Wjazd Wade’a,
podanie do LeBrona. Kosz. 101-100 dla Heat. 103 sekundy do końca. Pudło
Leonarda. Piłka w rękach Parkera. Pudło Tony’ego. Zbiórka w ataku Spurs. Jednak
piłka nie dotknęła ani razu obręczy. Koniec czasu. Strata. 79 sekund. Na boisko
wchodzi Ginobili. Niecelny rzut Jamesa. 60 sekund. Fatalna strata Manu. 45
sekund. Fatalna strata LeBrona. 40 sekund. Rzuca Praker. Blok Bosha! 32
sekundy. Spurs muszą to wybronić. Pudło Wade’a ze środka. 10 sekund. Penetracja
Manu – wchodzi między czterech przeciwników. Traci piłkę. 3 sekundy. Faulowany
Allen. Oba celne. 103-100. 1.9 sekundy. Spurs proszą o czas. Piłka do Greena. Biegnie
do rogu. Rusza do niego Bosh. Danny rzuca, ale Bosh zdążył go zablokować.
Koniec Meczu. Heat wygrywają 103-100.
Bohateram spotkania był oczywiście Ray Allen, który celną trójką, na 5 sekund
do końca, być może okradł Spurs z ich piątego tytułu. Ciężko ocenić
poszczególnych zawodników. Lebron był liderem zwycięskiego zespołu. Więc nie ma
co się czepiać. Zdobył w sumie 32 punkty (11/26 z gry) w tym 16 w czwartej
kwarcie, zebrał 11 piłek i 10-krotnie asystował – notując tym samym triple-double.
Można zatem przymknąć oko na sześć strat, w tym te 3 w decydujących momentach
spotkania. Zwycięzców się nie osądza. Wade (14pkt, 6/15 z gry) był przeciętny,
jak przez większość meczów tej serii, miał też najniższy w zespole współczynnik
+/- na poziomie -15. Bosh (10pkt, 5/12 z gry, 11zb, 3prz, 2bl) przez większość
meczu był zdominowany przez Duncana, jednak końcówka należała do niego – świetna
zbiórka w ataku na 9 sekund do końca i asysta przy trójce Allena, oraz dwa
kluczowe bloki w dogrywce. Na wyróżnienie zasługują Chalmers (20pkt, 7/11 z
gry, w tym 4/5 zza łuku), Battier (3/4 zza łuku), Miller (8pkt, 2/2 za 3 i
najlepszy w zespole współczynnik +15), Allen (9pkt i ta niesamowita trójka) i Anderson
(4zb, 3prz), który wrócił do rotacji Spoelstry - zastępując słabego w
poprzednim meczu Haslema.
W ekipie Spurs najlepszy był oczywiście Duncan – 30 punktów (13/21), 17
zbiórek (5 w ataku), ale w czwartej kwarcie i dogrywce był niewidoczny. Świetną
partię rozegrał Leonard (22pkt, 9/14 z gry, 11zb, 3prz + praca wykonana na Jamesie). Parker (19pkt, 8as) przez
większość meczu pudłował niemiłosiernie (6/23 z gry) ale kluczowa trójka,
przechwyt i świetna penetracja w końcówce ratują trochę ocenę jego gry. Słabo
grał Green (tylko 3pkt w 41 minut, 1/7 z gry, w tym 1/5 za trzy) który do tego
spotkania był rewelacją serii. Fatalnie zaprezentował się Ginobili, zanotował
co prawda 9 punktów, 4 zbiórki i 3 asysty, ale miał też 8 strat, w tym dwie fatalne
w skutkach w dogrywce i najgorszy w meczu współczynnik +/-, na poziomie -21. Splitter
dał dobrą zmianę, ale zagrał tylko 8 minut, Diaw momentami dobrze przeszkadzał
LeBronowi, Neal nic nie wnosił.
Heat od początku grali bardzo agresywnie na łuku, kosztem rozluźnienia
strefy podkoszowej. Dzięki temu ograniczyli Spurs do zaledwie 5 trafień za trzy
w całym spotkaniu (na 18 prób). Za to Duncan, nie mający podwojenia pod koszem
mocno dawał im się we znaki do czwartej kwarty (kiedy Heat zagęścili trumnę). Udało
się im zatrzymać Parkera na niskiej skuteczności (mało penetracji, dużo rzutów
z dystansu), osaczyć Ginobiliego (8 strat) i dokładnie pilnować Greena z
Nealem. Spurs natomiast bardziej skupili się na Wadzie, kosztem odpuszczenia Chalmersa.
Heat siedziało dzisiaj z dystansu, co było moim zdaniem kluczem do zwycięstwa. Trafili
11 rzutów zza łuku na 19 prób, a trio zadaniowców: Chalmers, Battier i Miller
zaaplikowała rywalom 9 celnych trójek na 11 oddanych. Liderom
Spurs zabrakło sił w czwartej kwarcie i dogrywce, trójka Ginobili,
Duncan i Parker zdobyli w tym okresie tylko 11 punktów (sam LeBron
uzbierał ich 18) i oprócz przebłysku Tony'ego, byli zdominowani przez
agresywnych i świetnie broniących Heat. Przez ostatnie 13 i pół minuty
gry Spurs trafili zaledwie 6 rzutów na 24 próby.
Piąte
mistrzostwo dla drużyny z Teksasu było o włos, o jedną zbiórkę, jeden
celny rzut osobisty, jednak wymknęło im się z rąk. Teraz oba zespoły
mają dzień przerwy, by zregenerować mocno nadwyrężone siły i jeszcze raz
stanąć do walki. Faworytem są młodsi Heat, ale Spurs nie raz już
pokazywali, że nie można ich skreślać. Game 7 finałów to ukoronowanie
sezonu. Żaden kibic NBA nie powinien przepuścić takiego widowiska.
0 komentarze:
Prześlij komentarz